Siedziałam
w swoim pokoju i uparcie kreśliłam zawiłe linie w brudnopisie. Od kilku długich
miesięcy na niczym nie potrafiłam się skupić. Każda niechciana myśl sprawiała,
że do oczu napływały mi łzy. Ostatnie dwa lata były dla mnie prawdziwym utrapieniem.
Z niczym nie potrafiłam sobie poradzić. Stałam się niemal całkowicie zależna od
rodziców, brata, przyjaciółki i owego zeszytu, który razem z długopisem
towarzyszył mi przy każdym wyjściu z domu.
-Sakura!
- westchnęłam słysząc krzyk mojej matki. Zastanawiałam się, co znów wymyśliła,
aby ulżyć mi w życiu. Wątpiłam, żeby było to coś godnego uwagi - Znaleźliśmy ci
lekarza - oznajmiła z szerokim uśmiechem. A jednak się pomyliłam. To było
naprawdę ważne - Zgodziła się cię przebadać i zrobić wszystko, co w jej mocy,
aby przywrócić ci całkowitą sprawność. Jutro wyjeżdżamy do Tokio. Musisz się
spakować - po tych słowach rozczochrała mi włosy i opuściła mój pokój. Z oczu
popłynęły mi słone łzy. Miałam ochotę uderzyć głową w blat biurka. Chwilowa
radość została zastąpiona rozczarowaniem. Nie chciałam opuszczać mojej
rodzinnej miejscowości. Było mi tutaj dobrze. Miałam tutaj przyjaciółkę, a okoliczni
ludzie oswoili się z moim problemem. Wiem, że rodzice mieli wyrzuty sumienia i
za wszelką cenę próbowali odpokutować, ale ja nie uważałam, że to była ich wina
i tym bardziej nie chciałam, aby dla mnie porzucali doczesne życie, z którego
ja także nie chciałam rezygnować.
Co
sprawiło, że mój świat niemal całkowicie legł w gruzach? Odpowiedź jest bardzo
prosta i niestety przywołuje bolesne wspomnienia.
Wypadek...
To
jedno zdarzenie spowodowało, że musiałam nauczyć się funkcjonować w zupełnie
innej sytuacji. Od dwóch lat nie potrafię wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Straciłam głos. Dwa lata temu wracałam z tatą samochodem do domu. Było późno.
Zbliżaliśmy się do skrzyżowania, gdy światło na sygnalizatorze świeciło jeszcze
na zielone. Tata liczył, że zdąży przejechać, zanim pojawi się kolor żółty. I
zdążyłby, gdyby inny kierowca nie postanowił przejechać na czerwonym,
całkowicie łamiąc przepisy. Uderzył w nasz samochód. W wyniku doznanych obrażeń
ja straciłam głos, a mój tata władzę w lewej ręce. Kierowca tamtego auta zmarł
w szpitalu. My przeżyliśmy.
-Saku!
Przyszła Ino! - ze wspomnień wyrwał mnie głos mojego brata. Westchnęłam
zrezygnowana, łapiąc jednocześnie za chusteczkę higieniczną, którą następnie
wytarłam oczy i nos.
-Płakałaś
- stwierdziła na "dzień dobry". Wzruszyłam jedynie ramionami. Nie
było sensu zaprzeczać. Z mojej twarzy w normalnych sytuacjach można było czytać
jak z otwartej księgi. Poza tym zawsze, gdy płakałam, robiłam się cała czerwona
- O co poszło tym razem?
-Wyjeżdżam - pokazałam jej na migi. Po
wypadku obie nauczyłyśmy się władać tym językiem. Ona - żeby mnie rozumieć, ja
- żeby się z nią kontaktować. Czasami jeszcze pisałam na kartkach, ale było to
zdecydowanie mniej praktyczne.
-Pomogę
ci się spakować - uśmiechnęłam się do niej w podzięce i podeszłam do szafy.
Miałam bardzo mało czasu, skoro już następnego dnia mieliśmy jechać, a rzeczy
do zabrania było tak niewyobrażalnie wiele. Przecież nie powiedzieli mi, jak
długo tam zostaniemy.
-Zajmiesz się ubraniami? Jak będę zbierać
inne rzeczy - chciałam jakoś podzielić pracę, aby poszło nam szybciej. Ino
oczywiście się zgodziła i od razu zabrała się za składanie kolejnych elementów
mojej garderoby. Odkąd straciłam głos, wszyscy traktowali mnie jak kalekę. O co
bym ich nie poprosiła, robili to bez żadnego "ale". Było to w jakimś
stopniu męczące. Przecież nie byłam obłożnie chora. Mimo to cieszyłam się, że
mogę polegać na moich bliskich.
*
-Sakura...
Przecież to nie jest koniec świata! - mruknął Kenta, niosąc kolejne pudło do
ciężarówki, którą z samego rana podstawiła firma zajmująca się organizacją
przeprowadzek - Co z tego, że to nowe miejsce, nowe otoczenie i inni ludzie.
Zobaczysz, że wcale nie są tacy źli. Poznasz moich kumpli ze studiów... - dalej
go nie słuchałam. Od świtu gadał jak najęty, kiedy ja najchętniej wróciłabym do
łóżka i poszła spać. A gdy w końcu bym się obudziła, to wolałabym, aby cała ta
przeprowadzka okazała się jedynie snem. Koło mnie siedziała Ino i cicho
pochlipywała. Ja starałam się nie dawać po sobie znać, jak bardzo jest mi
smutno. Chciałam zostać tu z nią, nawet gdyby ceną miało być pozostanie
niemową. Nie chciałam zmieniać otoczenia i nie chciałam poznawać nowych ludzi.
Nie było mi to potrzebne do szczęścia.
-Nie
przejmuj się. Na pewno ci się spodoba - z zamyślenia wyrwała mnie moja matka,
która powoli zmierzała w stronę samochodu - Kupiliśmy tam piękny dom. Tata został
przeniesiony na tamtejszy oddział firmy, a ja z pomocą starej przyjaciółki
zdobyłam pracę w 'Yomiuri Shimbun'.
Zobaczysz, że wszystko się ułoży...
-A
co z tym domem? - napisałam na kartce i spojrzałam na matkę wyczekująco,
chociaż spodziewałam się odpowiedzi.
-Sprzedaliśmy
- usłyszałam, jak Ino jeszcze bardziej zaniosła się płaczem. Od dziecka była
bardzo emocjonalnie nastawiona do świata. Chciała być silna, ale przy mnie
jakoś nigdy za bardzo jej to nie wychodziło. Chyba, żeby patrzeć na wczesny
okres naszej znajomości.
Wyczułam,
że oto już nadszedł odpowiedni moment, żeby się z nią pożegnać. Drżały mi
dłonie, usta. W oczach zbierały się łzy. Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek
ją zobaczę. Tokio było tak daleko stąd.
'Nie becz głupia blondynko:) Niedługo na
pewno się zobaczymy. Jak nie na żywo, to przecież jeszcze zostają nam różne
komunikatory. Będzie dobrze. A jak wyzdrowieję, to do Ciebie przyjadę i będzie
tak, jak zawsze! Głowa do góry, Ino! :)'
Czym
prędzej nabazgrałam na kartce krótkie pożegnanie i pokazałam jej je. Lekko się
rozpogodziła, pokazując mi język. Z uśmiechem rzuciłam się jej na szyję, a z
moich oczu znów wypłynęły łzy. Już za nią tęskniłam, a przecież jeszcze się nie
rozstałyśmy. Tokio było oddalone od Hagi o prawie tysiąc kilometrów i podróż
trwała ponad 11 godzin.
-Sakura!
Musimy jechać - pociągnęłam nosem, odsuwając się od niej, cmoknęłam ją w
policzek i na migi pokazałam jej, że bardzo ją kocham. A potem wstałam i już po
chwili siedziałam w aucie.
Po
kilkunastu minutach od wyruszenia, po prostu zasnęłam.
*
Na
miejsce przyjechaliśmy późnym wieczorem. Mimo niesprzyjającej pory, byłam w
stanie zauważyć, że dom był niewyobrażalnie duży. Zdecydowanie potężniejszy i
piękniejszy od naszego poprzedniego miejsca zamieszkania. Znajdował się w
bogatszej dzielnicy Tokio, obok kilku bardzo podobnych rezydencji. Moja mama z
szerokim uśmiechem ruszyła w stronę drzwi, a ja podreptałam za nią. Już po
krótkiej chwili znajdowałam się w przestronnym holu. Rozejrzałam się dookoła i
kiedy tylko zauważyłam schody, pognałam na piętro. Coś musiałam mieć z tej przeprowadzki.
A najlepszym "czymś", według planu domu, z którym zapoznałam się w
samochodzie, miał być pokój na końcu korytarza. I nie zamierzałam oddawać go Kencie,
który widząc moje poczytania, czym prędzej pobiegł za mną. Na szczęście byłam
pierwsza. Wpadłam do pokoju i pokazując bratu język, zatrzasnęłam mu drzwi
przed nosem. Zapaliłam światło i uważnie rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Przestronne wnętrze w odcieniach brązu i beżu, w którym znajdowało się
wszystko, czego potrzebowałby przeciętny mieszkaniec. Było duże łóżko, szafki
nocne z lampkami, przeszklona szafka na różnego rodzaju drobiazgi, niewielka komoda,
biurko z fotelem obrotowym, regał na książki. Na jednej ze ścian, obok dużego
okna z szerokim parapetem, wisiało ogromne lustro, natomiast naprzeciwko regału
znajdowały się drzwi, prowadzące na balkon. Czym prędzej otworzyłam je na
oścież i wybiegłam na nagrzane zachodzącym już słońcem kafelki. Widok na ogród
był niesamowity.
-Podoba
ci się? - nawet nie zauważyłam, kiedy do mojego pokoju weszła mama. Wróciłam
więc do środka, zamykając za sobą drzwi balkonowe i odpowiedziałam jej skinięciem
głowy i delikatnym uśmiechem - Wiem, że nie podoba ci się ten cały pomysł z
przeprowadzką, ale to naprawę dla twojego dobra...
-Rozumiem - podeszłam do okna i uchyliłam
je, chcąc wpuścić trochę więcej świeżego powietrza do pokoju. Moja mama
westchnęła i skierowała się do drzwi.
-Idź
spać, Sakura. Jutro się rozpakujesz i pojedziemy załatwić wszystkie formalności
w szkole - gdy wyszła, padłam na łóżko i wypuściłam sporą ilość powietrza. Na
śmierć zapomniałam, że tu także będę musiała się uczyć. W Hagi wszyscy znali
moją obecną sytuację, a tutaj byłam w całkiem nowym otoczeniu, wśród ludzi z
odmienną mentalnością i innym spojrzeniem na świat. W końcu to było Tokio.
Miasto o wiele większe od mojego dużego, acz spokojnego Hagi.
Potarłam
skronie, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej niekomfortowej dla mnie
sytuacji. Od kilku dni nic nie szło po mojej myśli! Miałam już tego serdecznie
dość. Ewidentnie potrzebowałam wsparcia i wiedziałam, od kogo z pewnością je
otrzymam. Z tylnej kieszeni jeansów wyjęłam komórkę i napisałam do Ino SMSa z
prośbą o radę. Na odpowiedź oczywiście nie czekałam długo. Już po chwili dzięki
błyskotliwej przyjaciółce, wiedziałam dokładnie, czego chcę. A tym czymś były
zajęcia indywidualne!
***
Itachi
kopnął w moją stronę piłkę z taką siłą, że aż przesunęło mnie o kilka sporych
centymetrów w tył. Mimo to piłka nie wpadła do bramki. Bezapelacyjnie byłem w
tym mistrzem. Byłem bramkarzem pierwsza klasa!
-Poddałbyś
się w końcu! - mruknąłem zbulwersowany staraniami brata. Rzadko kiedy udawało
mu się, strzelić mi gola. Piłka nożna była naszym ulubionym sportem i gdy tylko
robiło się na podwórku ciepło, od razu wybywaliśmy do ogrodu, aby trochę
pokopać. To tylko pogłębiało nasze braterskie więzi i często działało, jako
nasz indywidualny rozjemca. Pokusie piłki nożnej nie potrafiliśmy się oprzeć.
-Ty!
Sasuke! - z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Itachiego, który podskakiwał w
miejscu, próbując coś dostrzec znad zbyt wysokiego (moim zdaniem) płotu. Mając
nadzieję, że nie próbuje mnie w jakiś sposób nabrać i przechytrzyć, wspiąłem
się na drzewo rosnące nieopodal i zerknąłem na otoczenie po drugiej stronie
płotu. Pod dom obok podjechało auto z dobrze znanej mi firmy zajmującej się
przeprowadzkami. Jeszcze raz rozejrzałem się dookoła i zeskoczyłem na ziemię,
tuż przed Itachim.
-Najwidoczniej
będziemy mieć nowych sąsiadów - oznajmiłem najzwyczajniej w świecie. W ogóle
nie obchodziło mnie, kto miał mieszkać obok nas. Mój brat jednak miał odmienny
pogląd na tę sprawę, ponieważ czym prędzej pognał do domu, aby zapewne skontaktować
się telefonicznie z rodzicami i poinformować ich o tym odkryciu. A ja nie mając
większego wyboru, poszedłem w jego ślady. Gra w nożną, ku mojej wielkiej
rozpaczy musiała poczekać do następnego dnia.
~*~
No więc jest i rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że się chociaż troszkę podoba. Kolejny już za dwa tygodnie. Postaram się je umieszczać w miarę systematycznie, ale jestem na pierwszym roku studiów, non stop dają nam w kość i po prostu czasu mam niewiele. Do tego piszę, co mi przyjdzie na myśl, bez żadnego planu całej historii, więc no. Mam nadzieję, że wytrwam do końca tej historii! A tymczasem: DO NASTĘPNEJ! :D
Muszę przyznać, że czegoś takiego się nie spodziewałam ;) Opowiadanie zapowiada się niezwykle interesująco :D Pierwszy raz spotykam się z historią w której jeden z głównych bohaterów ma aż takie problemy zdrowotne. Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się ich dalsze losy ;) Ciekawa jestem jak dojdzie do ich pierwszego spotkania :D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejną notkę ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również przypadną Ci go gustu:D
UsuńPozdrawiam :)
Super rozdzialik ! Nie cierpliwie czekam na rozdział 2 , 3 i 4 .
OdpowiedzUsuńHej :) Bardzo się cieszę, że tutaj trafiłaś i zostawiłaś po sobie ślad, w postaciu komentarza:)
UsuńPozdrawiam:D
Genialne, zreszt ą czytając twoje poprzednie opowiadania zrozumiałam, że genialność to twój nawyk!
OdpowiedzUsuńSasóś, ty taki obojętny, bo bd Foch >.<
Baardzo ciekawy pomysł, czekam na kontrynuację :)(Ale najpierw przeczytam kolejne rozdziały >.<)